- Justin, powinnam mieć miesiączkę dwa miesiące temu… ale
przecież.. nie, to nie możliwe. – wyszeptałam.
- A może jednak? Pojedziemy do lekarza. Dzisiaj. – oznajmił
i pocałował mnie w czoło.
Przecież ja nie mogłabym być w ciąży. To nierealne. Mój
ginekolog wyraźnie powiedział, że nie mogę. Chociaż.. Może jakiś cud? W co jak
co, ale w nie to ja nie wierzyłam akurat.
Zgramoliłam się z łóżka i powędrowałam do łazienki gdzie
wzięłam kąpiel. Umyłam zęby, włosy związałam w niesfornego koka. Przejechałam
tuszem po rzęsach i wyszłam w poszukiwaniu jakiś ciuchów. Zdecydowałam się na
niebieskie rurki i białą bluzę z napisem I <3 boys. Zeszłam na dół, gdzie
czekał na mnie Bieber z przygotowanym śniadaniem. Skonsumowałam je po czym
nałożyłam czarne trampki, Justin chwycił kluczyki od samochodu i wyszliśmy z
mieszkania. Jak planował, tak też zrobiliśmy. Pojechaliśmy do mojego
ginekologa. Zdziwiłam się dlaczego nie musimy czekać na wizytę, zawsze przecież
musiały minąć co najmniej dwa miesiące, żeby się do niego dostać. Po chwili
stwierdziłam, że pewnie Justin kogoś przekupił, ale nie przejęłam się zbytnio.
Potrzebowaliśmy jej natychmiastowo.
Do gabinetu o dziwo wpuścili Biebera razem ze mną, co dało
mi trochę otuchy. Usiadłam na fotel, a lekarz rozprowadził po moim brzuchu
jakąś substancję i zaczął sprawdzać co się dzieje. Przez cały czas Justin
trzymał mnie za rękę. Uśmiechnęłam się mimowolnie w jego stronę.
- No więc wygląda na to, że jest pani w ciąży. – powiedział
ginekolog.
- Ale przecież… - zająkałam się. – Wie pan w jakiej jestem
sytuacji.
- Tak, doskonale wiem. Jestem w końcu pani lekarzem
prowadzącym, ale wszystko się może zdarzyć. Musi pani jedynie o siebie bardziej
dbać. No i wizyty będą częstsze. – poinformował mnie.
- Ale nie mamy się czym martwić, prawda? – głos zabrał
Justin.
- Póki co nie. Zapiszę termin następnego spotkania. –
uśmiechnął się, ale mi jakoś do śmiechu nie było.. przecież z małym może być
coś nie tak.. – Spokojnie, niech się pani uśmiechnie, jest pani w ciąży. –
chciał dodać mi otuchy.
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Przejechałam opuszkami palców
po swoim brzuchu.
- Hej maluszku. – szepnęłam, a w moich oczach pojawiły się
pierwsze łzy.
Justin to zauważył i mocno mnie do siebie przytulił, a swoją
rękę położył na mojej.
- Jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi. – szepnął mi do
ucha. – Kocham Cię. – delikatnie musnął moje usta. – Kocham was. – uśmiechnął
się.
Później chwyciłam kartkę z datą następnej wizyty i
powędrowaliśmy do domu. Cały czas się uśmiechałam, a Justin trzymał moją dłoń.
Czułam się niesamowicie bezpieczna i szczęśliwa…
W domu wszystko się zaczęło. Nie mogłam nawet sama zaparzyć
głupiej herbaty. We wszystkim wyręczał mnie Bieber, albo ktoś kto zawsze przy
mnie koczował, Zayn, Ewelina, Pattie, Emily i reszta mojej rodziny. Wszyscy na
wieść, że jestem w ciąży zareagowali bardzo pozytywnie.
Miesiąc później.
- Justin, szybciej no! Zaraz muszę być u lekarza. –
krzyczałam na niego z dołu.
Po 5 minutach mój narzeczony w końcu zszedł do mnie i
obwieścił mi, że musi zostać, ponieważ zaraz musi być w radiu. Chciał to przełożyć,
ale niestety nie mógł. Trochę się zdenerwowałam, w końcu na każdą wizytę
mieliśmy chodzić razem, a tymczasem jest coś ważniejsze od zdrowia naszego
dziecka. Przewróciłam tylko oczami i zaczęłam się ubierać.
- Błagam Cię nie złość się na mnie. Naprawdę bym chciał z Tobą
pojechać. – powiedział.
- W takim razie jedź. – rzuciłam chamsko.
On natomiast podszedł do mnie od tyłu i przytulił się. Ręce położył
na moim brzuchu. Czułam jego oddech na mojej szyi. I to było to. Trafił w mój
czuły punkt. Wiedział doskonale, że po tym ulegnę mu.
- Przepraszam. – szepnął mi do ucha, a później delikatnie
pocałował mój dołek pod nim.
Odwróciłam się w jego stronę i zarzuciłam ręce na jego
ramiona, jego z kolei zjechały na moją pupę. Przybliżyłam swoją twarz do niego,
jednak nie stykając naszych ust, chciał to zrobić on, ale leciutko się
odsunęłam.
- Ale na następnej będziesz? – zapytałam.
- Przysięgam, że będę. – odpowiedział i szybko złączył nasze
wargi w pocałunku.
Później po raz kolejny musnął moją szyję i pomógł mi się
ubrać. Dzisiaj będzie mi towarzyszyła Alex. Mój nowy ochroniarz. Wsiadłam do
samochodu i ruszyłyśmy, po drodze dziewczyna opowiadała mi o swoich dzieciach.
Miała bliźniaki, chłopczyka, Harrego i dziewczynkę Lilly. Widziałam iskierki w
jej oczach, ale również ekscytację, kiedy zaczęła opowiadać o nich. Cieszyłam
się, że za niedługo będę mogła doświadczyć tego samego. Droga do ginekologa
minęła mi bardzo szybko i zaraz siedziałam wyczekując swojej kolejki. Plus był
taki, że byłam w niej sama. Lekarz zaraz zaprosił mnie do środka. Alex chciała
wejść ze mną, ale stwierdziłam, że chcę być sama. Nie wiem, jakoś tak.
Przywitałam się z Gregiem, bo właśnie tak miał na imię mój ginekolog i
położyłam się na fotelu. Dość długo wpatrywał się w ekran, który przedstawiał
mu wnętrze mojego brzucha, a później sprawdzał coś w papierach. Trochę się
wystraszyłam…
- Wszystko w porządku? – zapytałam niespokojnie.
- Bella… - zaczął smutno. – Nie mam dobrych wieści…
- Coś z dzieckiem? – zapytałam niemal natychmiast, ale on
nie odpowiedział mi, wpatrywał się tylko w podłogę, przetarł palcem oko, czyżby
płakał? – Greg co się dzieje?! – zniecierpliwiłam się.
- Bella… Chodzi o to, że… - ledwo co wypowiadał te słowa. –
Nie mogę. – powiedział, a z oczu poleciała mu słona kropla, którą szybko przetarł.
- Dokończ, proszę Cię. – powiedziałam spokojnym, łagodnym
tonem, chociaż w środku coś we mnie pękało.
- Musisz wybrać.. Albo Ty, albo dziecko. – wyszeptał ledwo
słyszalnie.
Nie… Tylko nie to…
- Ale dlaczego?! – zapytałam zbulwersowana.
- Naprawdę mam mówić Ci te wszystkie nazwy, których pewnie
nie znasz? – odpowiedział pytaniem, na pytanie, jednak w sposób miły i
naturalny.
- Ja nie chcę umierać. – powiedziałam, a z moich oczu
wydobyły się krople łez.
- W takim razie usuniemy dziecko i dalej będziesz
szczęśliwa. – odparł. – Możemy zrobić to jeszcze dzisiaj. – powiedział po czym
wstał i wyjął z szafki jakieś narzędzie. – Obiecuję, że nie będzie bolało. –
przybliżył się w moją stronę.
- Weź wróć! Co Ty robisz? – krzyknęłam.
- Bella, jesteś młoda, chcesz żyć. – odpowiedział.
- Popełniłam już raz ten błąd. Drugi nie mam zamiaru. –
rzekłam zdecydowanym tonem, wycierając mój brzuch od bezbarwnej mazi. – Umów
mnie na następną wizytę. – rzuciłam w jego stronę.
Lekarz zgodnie z poleceniem zapisał na kartce kolejne
spotkanie. Chwyciłam swoją torebkę, po czym położyłam rękę na klamce.
Zapomniałam o jednym.
- A i nie mów nic Justinowi.
- Nie mogę tego przed nim ukrywać.
- Owszem możesz, to moje życie i mam prawo zrobić z nim co
zechcę. Lepiej nie mów mu nic, bo pożałujesz. – odpowiedziałam i wyszłam z
pomieszczenia.
Budynek opuściłam w towarzystwie Alex. Pytała jak było, czy
z dzieckiem wszystko w porządku. Odpowiedziałam jej zgodnie z prawdą, że jest
dobrze. Jednak myślami błądziłam gdzie indziej. Bałam się. Bałam się
najbliższych miesięcy, ale wiedziałam, że nie mogę powiedzieć o tym Justinowi.
Nie.. Nie mogę. Kazałby je usunąć, a ja tego nie chcę. Postanowiłam cieszyć się
ostatnimi miesiącami w moim życiu…
**
Kolejny miesiąc
później.
To już dzisiaj. Właśnie dzisiaj zostanę panią Bieber.
Uśmiechnęłam się na samą myśl. Wszystko było idealnie przygotowane, tak, że nic
nie mogło wyjść źle. Z pomocą Eweliny założyłam na siebie swój strój. Była to
biała, długa suknia na ramiączkach, bez gorsetu niestety, ponieważ byłam w
ciąży, co było już widać, w końcu to już 4 miesiąc. Nagle poczułam jakby coś
mnie kopnęło. Spojrzałam na swój brzuch. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Cześć maluszku. – powiedziałam cichutko i pogłaskałam swój
brzuch.
Poczułam coś, czego nie da się opisać. Byłam szczęśliwa. W
oku zakręciła mi się pojedyncza łza. Szybko wzięłam parę głębszych wdechów, aby
się nie rozpłakać. Po pierwsze, nie chciałam, żeby ktoś zauważył, że coś jest
nie tak, a po drugie, nie mogłam zniszczyć makijażu.
Założyłam jeszcze buty, niestety nie na obcasie, przez
ciążę. Myślę, że mimo to i tak prezentowałam się całkiem dobrze. Ewelina zaraz
pojawiła się przy mnie, pytając czy możemy jechać. Delikatnie się uśmiechnęłam
i odpowiedziałam „tak”. Justin w tym momencie przygotowywał się w domu Pattie,
chcieliśmy zrobić wszystko zgodnie z tradycją, więc miał czekać na mnie przed
kościołem.
Ewelina ubrana była w żółtą przewiewną sukienkę, wyglądała
naprawdę czarująco. Do tego te jej czarne włosy. Była wręcz idealna. Pomogła mi
wsiąść do białej limuzyny, a następnie zajęła miejsce obok mnie. Trochę się
denerwowałam, ale tylko trochę. Doskonale wiedziałam czego pragnę, a pragnę poślubić Justina. W mgnieniu
oka znaleźliśmy się pod kościołem. Drzwi otworzył mi szofer, który pomógł
wysiąść z auta. Na zewnątrz przywitało mnie mnóstwo ludzi. Połowy nawet nie
znałam, ale uśmiechałam się do wszystkich. Przy moim boku zaraz pojawił się
John. Znalazłam się przed wejściem do kościoła. Justin już na mnie w nim
czekał.
- Tato, błagam, tylko nie pozwól mi upaść. – szepnęłam ledwo
słyszalnie.
- Nigdy. – odpowiedział zdecydowanym tonem.
Muzyka zaczęła grać, a ja wraz z moim ojcem ruszyliśmy w
stronę ołtarzu. Przegryzłam dolną wargę trochę z nerwów. Nie chciałam puścić,
żadnej gafy na swoim ślubie. Czułam na sobie wzrok każdego z tutaj przybyłych
gości, jednak ja byłam wpatrzona tylko w jedną osobę, tutaj zgromadzoną, a ona
we mnie. Justin uśmiechnął się, więc niepewnie, wciąż się bojąc, odpowiedziałam
mu delikatnym uśmieszkiem. W końcu stanęłam przed Bieberem, który chwycił moją
dłoń, od taty i usiedliśmy. Przysłuchiwaliśmy się słowom kazania, aż w końcu
nadszedł ten moment, kiedy mieliśmy powiedzieć sobie TAK.
- Justin, powtarzaj za mną. – rzekł ksiądz. – Ja Justin.
- Ja Justin, biorę sobie Ciebie Bello za żonę i ślubuję Ci
miłość, - w tym momencie odpłynęłam, nie liczyła się żadna osoba tutaj
przybyła. Byłam tylko ja i mój przyszły mąż. – wierność i uczciwość małżeńską
oraz to, że Cię nie opuszczę, aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący
w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
- Ja Bella, biorę sobie Ciebie Justinie, za męża i ślubuję
Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę, aż do
śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
– uśmiechnęłam się przez łzy, zdążyłam się rozkleić.
- Bello, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i
wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
- Justinie, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i
wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
- Teraz możesz pocałować pannę młodą. – uzyskaliśmy
pozwolenie od księdza.
Justin szybko wbił swoje wargi w moje. Rozchyliłam je
delikatnie pozwalając mu pogłębić pocałunek. Nasze języki spotkały się niemal
natychmiast. Szybko rozpoczęły swój taniec, zaplanowany na tą okazję.
Każdy w kościele bił brawo, na twarzach widać było uśmiechy.
Odetchnęłam z ulgą. Już
po wszystkim. – pomyślałam sobie. Justin złapał mnie za rękę i wspólnie
wyszliśmy z budynku. Tam rzucili w nas pieniążkami, które szybko pozbieraliśmy
z pomocą innych. Potem każdy składał życzenia. Moje mamy rozpłakały się jak
dzieci. Następnie wsiedliśmy do limuzyny i pojechaliśmy na salę.
- Cześć mężu. – odezwałam się do Justina, kiedy siedzieliśmy
już obok siebie w aucie.
- Hej moja najpiękniejsza żono na świecie. – odpowiedział,
po czym szybko znalazł się bliżej mnie ujmując mój podbródek i przybliżając do
siebie.
Delikatnie złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
Przejechałam językiem po jego podniebieniu, przez co uśmiechnął się.
- Kocham Cię. – szepnął.
- Ja Ciebie też. – powiedziałam mu do ucha i przejechałam
językiem po jego płatku, a on delikatnie musnął moją szyję.
W końcu znaleźliśmy się przed wielkim udekorowanym
budynkiem. Zgodnie z kolejną tradycją wypiliśmy kieliszek wódki. Wiem, w moim
stanie alkohol.. Justin nigdy by się na to nie zgodził. Miałam tam sok, no ale
dobra… Następnie wziął mnie, a w zasadzie to nas na ręce i przeniósł przez próg
sali. Uśmiechnęłam się.
- Wariat. – powiedziałam.
Później pierwszy wspólny taniec, którego uczyliśmy się przez
trzy dni, bo Justin nie mógł się połapać. Na szczęście na weselu wszystko
wyszło idealnie. Później już tylko tańce i jedzenie. Czyli jak na normalnej
tego typu uroczystości. Jednak to nie była normalna uroczystość. To był
najważniejszy dzień w całym moim życiu, miałam przy sobie miłość mojego życia,
a w sobie jego dziecko…
**
- Pobudka pani Bieber. – szepnął mi do ucha, jak się
domyślam Justin.
Obróciłam się w jego stronę i spojrzałam w jego czekoladowe
oczy. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Przede mną leżał ktoś, kto był powodem moich
uśmiechów. Wtedy to znowu się stało. Maluszek po raz kolejny kopnął mnie, tym
razem troszeczkę mocniej, aż się wzdrygnęłam. Justin się przestraszył i pytał
co się stało. Wytłumaczyłam mu o co chodzi, a ten wpatrywał się we mnie ze
zdziwieniem. Szybko położył swoją dłoń na moim brzuchu. Nie musiał długo
czekać, aż ta sytuacja się powtórzy, mały był ostatnio niezwykle ruchliwy.
Widziałam ten błysk w oczach mojego, tak teraz już mojego męża. Poznaliśmy płeć
dziecka. W zasadzie to ja poznałam, chciałam wiedzieć czy to będzie chłopczyk
czy może dziewczynka, wybrałam odpowiednie imię.
- Co Ty robisz? – zapytałam, kiedy Justin wyciągnął telefon.
- Uśmiechnij się. – odpowiedział spokojnie.
- Cześć, tutaj Twoja mama, mam nadzieję, że nie sprawisz nam
zbyt wiele problemów w przyszłości i zawsze będziesz aniołkiem. – powiedziałam
do aparatu.
- Ono zawsze będzie idealne, pod każdym względem. – wtrącił
się.
I oto powstał pierwszy filmik z nami w roli głównej. Było
ich później jeszcze mnóstwo. W zasadzie to Justin wpadł na ten pomysł, ale
dziwię się czemu to nie byłam ja. Przynajmniej, kiedy dorośnie będzie miało po
mnie jakąś pamiątkę.
5 miesięcy później.
- Justin!!!!!! – krzyczałam.
Ten zjawił się przy mnie niemal natychmiast.
- Co się stało? – zapytał oszołomiony.
- To już! – odpowiedziałam.
** Z perspektywy Justina **
Szybko wziąłem Bellę na ręce. Szybko, ale jednak ostrożnie.
Postarałem się donieść ją jak najszybciej do samochodu i znaleźć się w
szpitalu. Nie potrafiłem jej teraz pomóc, a ta cały czas krzyczała. Jak się
domyślam, to ją bolało.
- Ale będziesz ze mną? – zapytała, kiedy siedzieliśmy już w
samochodzie, a ja próbowałem ją jakoś uspokoić, w zasadzie to kazałem jej tylko
głęboko oddychać, byłem kompletnie bezradny, niby przygotowywałem się do tej
chwili przez dłuższy czas, ale teraz wszystkie nauki poszły w las.
- Jasne, że będę. – powiedziałem chwytając jej dłoń.
Czułem jak ściskała ją coraz mocniej. Całe szczęście na
drodze nie było dużego ruchu. Była w końcu 3 w nocy. Zaraz byłem już przed
drzwiami szpitala. Wziąłem ją na ręce, mimo iż ważyła dość sporo, to dałem
radę, wiedziałem, że muszę dać. Byłem przestraszony jak nigdy. Szybko znalazłem
wzrokiem pielęgniarkę, która pomogła mi. Po chwili byliśmy już na bloku
operacyjnym. Trzymałem dłoń Belli przez cały ten czas.
- Spokojnie, oddychaj. Wdech, wydech. – próbowałem ją
uspokoić.
- Raz, dwa, trzy przyj! – krzyczał lekarz.
- A co robię? – odparła ledwo dysząc.
Drugą ręką przetarłem jej czoło. Bardzo się przy tym męczyła.
- Kochanie jeszcze raz. Razem. Wdech, wydech, przyj! –
krzyknąłem, a Bella dała z siebie chyba wszystko.
Wbiła paznokcie w moje dłonie, nie zabolało mnie to. Wręcz
przeciwnie. Dodało mi więcej energii, kiedy po chwili usłyszałem płacz
maluszka. Uśmiechnąłem się do niej.
- Kocham Cię. – szepnęła.
Po chwili wszystko zaczęło dziać się zbyt szybko. Usłyszałem
pikanie urządzenia, pod które podłączona była moja żona. Pielęgniarka wygoniła
mnie z sali. Nie chciałem iść, stałem jak wryty przytulając ją do siebie.
Jednak, kiedy powiedziała, że to dla dobra mojego największego skarba, sam
udałem się w kierunku drzwi. Ze łzami w oczach usiadłem na podłodze. Po mojej
głowie chodziło pełno myśli. Co się stało? Czekałem na korytarzu przez dobre 15
minut, które dłużyło się jak pół mojego życia. Po chwili z pomieszczenia,
wyszła pielęgniarka.
- Co z nią?! – podskoczyłem do góry i wpatrywałem się w nią.
- Przykro mi. – odezwała się po chwili.
Co? Co to ma znaczyć? Ale… Jak to jej przykro?! Upadłem na
podłogę i zacząłem płakać. Wręcz zanosiłem się łzami. Dlaczego?! Z oczu polał
mi się kolejny strumień łez. Pomogła mi wstać i usiąść na krzesło. Schowałem
twarz w dłoniach. Czułem jakby moje serce rozpadało się na miliony kawałków.
Straciłem kogoś kogo kochałem najbardziej na świecie…
Nie minęła chwila, a ta sama pielęgniarka przyniosła
niebieski kocyk. W nim znajdowało się dziecko. Spojrzałem na nie. Na początku
był to wstręt. To małe stworzenie zabrało mi kogoś, kogo kochałem ponad własne
życie, jednak kiedy spojrzałem w jego oczy. To były oczy Belli… Wziąłem go na
ręce.
- To synek. – wyszeptała pielęgniarka. – Pod łóżkiem. –
dodała odchodząc.
**
Drogi Justinie.
Skoro to czytasz, pewnie nie ma mnie już na tym świecie, ale
pamiętaj, że patrzę na Ciebie z góry. Przepraszam. Wiem, że pewnie jesteś teraz
na mnie zły, ale nie miałabym serca, usuwać nasze drugie dziecko. Chciałabym
tylko, żebyś nadał mu imię Thomas. Thomas Bieber. Mam nadzieję, że pokażesz mu
filmy, które razem nagraliśmy, to jak byliśmy szczęśliwi razem. Wierzę, że
będzie Ci on przypominał chociaż w części mnie.
Pamiętaj również, że zawsze Cię kochałam i zawsze będę. Nie
zapominaj o tym. Będę z Tobą w każdym momencie. Będę niczym Twój własny,
prywatny anioł stróż. Chciałabym, żebyś znalazł sobie kogoś. Nie możesz zostać
sam, rozumiesz? Znajdź kogoś, kto będzie powodem Twoich uśmiechów.
Kocham Cię.
Na zawsze Twoja, Bella.
**
Zgodnie z wolą Beli, Justin małemu nadał imię Thomas, a
filmiki Beli były puszczane w ich domu codziennie. Zazwyczaj to one uspokajały
go, kiedy płakał. Mimo prośby swojej żony, Bieber do końca swojego życia był
sam. Pozostał wierny swojej ukochanej, aż do końca swoich dni…
THE END.
__________________________________
DZIĘKUJĘ WAM ! Dziękuję, za każde wejście, przeczytanie moich wypocin, za każdy komentarz. Za to, że wytrwaliście ze mną do końca. Jesteście najlepsi! Mam nadzieję, że was to troszeczkę chociaż wzruszyło, bo właśnie taki był mój cel. DZIĘKUJĘ WAM JESZCZE RAZ !
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy <3. KOCHAM I DZIĘKUJĘ .